sobota, 27 września 2014

#8.

-Zabieraj się stąd. - powiedziała opanowany głosem, próbując powstrzymać się od nagłego ataku w stronę chłopaka, który jakby chciał a nie mógł podejść do walizki która leżała na pierwszych dwóch schodkach.
-Co tylko sobie życzysz. - spojrzał na nią a jej lodowaty wzork który mógł zamrozić krew w żyłach wlepionu był w jego sylwetkę. Dziewczyna bez słowa zeszła po schodach i tracąc go ramieniem wyminęła otwierając jak gdyby nic drzwi.
Poprawiła włosy i unosząc wzrok  miała coś powiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa widząc... Chantel.
-Do ciebie - powiedziała Chanel i odwracając się na pięcie poklepała Justina po ramieniu wychodząc z przedpokoju. -Blair- powiedziała i weszła do salonu widząc dziewczynkę, która siedziała z nogami podwinietymi do klatki piersiowej w kacie kanapy.
-Chodź do mnie - wystawiła dłoń do córki nachylajac się. -Damy sobie same rade - powiedziała i całując ją w skron wiedziała że ma na rękach cały swój świat.
_____________2 tygodnie później (zjebałam)_______________________________

-Chanel przecież nie jesteś tego typu człowieka dla którego koniec związku to jakaś wielka tragedia.- mruknęła sama do siebie wzdychając cicho pod nosem, -ale  spędziliśmy razem te trzy  lata i  jego brak bliskości powoli mi doskwiera. -  jej oczy zamknęły się na chwilę, podczas której
próbowała sobie przypomnieć, kiedy to wszystko się zaczęło. A zaczęło się wcześniej niż Tobie się wydaje.. o wiele wcześniej. Wtedy zaczynasz rozumieć, że nic nie dzieje się dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo, nigdy nie wzniesiesz się trzy metry nad niebem.
Czasami robimy takie straszne głupoty. I to nie wtedy, kiedy jesteśmy zakochani, tylko wtedy, kiedy nam się wydaje, że jesteśmy.
No właśnie, wydaje...

Pov Chanel

Miłość jest dla mnie jak dragi, wiesz?
Przez żyły do mózgu, powoli mnie zniewala...
Chociaż czuję się tak słabo, to jestem od tego bólu uzależniona,
a to już czternasty dzień odkąd jestem sama...
Siedziałam w kuchni i znudzona mieszałam łyżeczką w kubku z kawą. Czy zapomniałam? Nie.
Codziennie w nocy przebudzałam się i łykając proszki nasenne przerzucałam mokrą poduszkę od łez na druga stronę... Justin może wróci, jeśli pozwoli nam na to czas, i wiecie co żadna kołdra nie da tyle ciepła co druga osoba obok...albo nie spotkamy się już więcej..Trudno
-Heeej - przedłużyła Kylie ziewając z uśmiechem wpisanych na ustach usiadła obok mnie. - Jak się spało? 
-Mi? Okropnie.. Tobie chyba wspaniale, bo przespałaś pół dnia - mruknęła zerkając na nią podpuchniętymi od łez oczami.
-Jedliście coś? - spytała Kylie kręcąc przygnębiona głową z niedowierzaniem
-Nie..znaczy zrobiłam Blair tosta, ale obiecuję że jak Brian wróci oddam ci pieniądze - wydukałam.
-Przestań okej? Na tym polega przyjaźń - powiedziała i przytuliła mnie. - Będzie dobrze - wyszeptała i już miała wziąć łyka z mojej kawy kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To chyba Brian - powiedziała i wiążąc sobie koka po drodze poszła otworzyć drzwi. -Chanel do ciebie! - wrzasnęła a ja leniwie zwlekając się z krzesła ruszyłam w stronę drzwi. Do mnie? Moja pierwsza myśl...Justin... ale... -Alan! - pisnęłam ze szczęścia i wymijając Kylie wskoczyłam mu jak idiotka w ramiona. - Boże tak tęskniłam- szepnęła tuląc się do niego z całej siły.
-Jestem tu dla ciebie - mruknął całując mój polik
-Gdzie Brian? - spytałam rozluźniając uścisk na jego szyi. Alan bóg seksu brunet, brązowe oczy wysportowany...więc ja się pytam czego można więcej chcieć.
-Pojechał zatankować i do Pixy na chwilę. - mruknął i zarzucając ramię na moje weszliśmy razem do domu Kylie
-Boże Chanel od tygodni nie widziałam cię takiej szczęśliwej - zagruchała Kylie zaparzając kawy dla naszej trójki.
-Awww - zagruchał Alan szczypiąc mój polik, który przez komentarz Kylie stał się purpurowy.
-Zabawne -strąciłam jego dłoń udając wściekłą na ich głupie dogrywki.
-Jak się czujesz? Cieszysz się? Portoryko to niezwykła wyspa. Spodoba Ci się u nas - powiedział masując moje ramię.
-W sumie to mój drugi dom -uśmiechnęłam się lekko zakładając niesforny kosmyk swoich włosów za ucho.
-Mam Ci tyle do powiedzenia - szepnęła i przytuliła mnie do siebie w ten sposób, dając nacisk na ten mam na myśli sposób Justina w którym zawsze czułam się bezpiecznie.
-Mamy całą drogę na wyspę przed sobą -powiedziałam zaciągając się jego zapachem.
-Dokładnie - mruknął i rozglądając się na boki dodał - Gdzie jest twoja córka? - spytał marszczac brwi.
-Śpi -uszczypnęłam go w polik naśladując jego wcześniej gest na powitanie.
-Hmm musze poznać tego małego urwisa -uśmiechnął się lekko patrząc na mnie i szczerze jego wzork coraz bardziej mnie krępował.
-W swoim czasie - wymusiłam uśmiech - pomożesz przenieść mi walizki do auta?-spytałam i idąc w stronę lodówki wyciągnęłam z niej mleko. - z mlekiem czy bez?-spojrzałam na Kylie która była wpatrzony w ekran swojego telefonu po czym przeniosłam wzrok na Alana
-Obojętne - urwał mieszając swoją kawę upijając z niej  łyk.
-To będzie długi dzień
-Brian juz jedzie - powiedział a wszyscy umilkli znaczy kurde wszyscy miałam na myśli siebie i Kylie która spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Mam się bać?  - uniosłam brew do góry.
-A jak myślisz? - wywrociłamoczami i juz mogłam usłyszeć jak ktoś naciska na klamkę od drzwi wejściowych.
-On nigdy nie nauczy się pukać - miałam już wyjść w pośpiechu z kuchni kiedy dłoń Alana mnie zatrzymała
-To chyba ktoś do ciebie.- powiedział słodko a ja zmrużyłam oczy zrobił mi to specjalnie. Kurde boje się nie widziałam go tyle lat.
-Chanel? - To ten sam głos co cztery lata temu
 
_________________________________________
Wali nudą....
Taaa zjebałam i wiem że zwykłe przepraszam juz nie wystarczy....

Czy Justin pozwoli wyjechać Chanel?
Co się stanie podczas podróży?
Czy Chanel ułoży sobie na nowo życie? Da rade?

Dowiecie się w następnym rozdziale

wtorek, 2 września 2014

#7...To nigdy nic nie znaczyło

Dzisiejsza pogoda w mieście jest do bani, po prostu cały dzień lał deszcz a niebo zasłoniły czarne chmury z piorunami.Hmm och ironio, ta pogoda dokładnie opisuje mój nastrój. To już drugi dzień odkąd  złapała Biebera na gorącym uczynku i drugi odkąd próbuje do mnie zagadać. Justin siedział na kanapie i popijając piwo oglądał mecz koszykówki niezwracając uwagi na nic,a Blair kolorowała swoje zadanie domowy i tak mijała nam leniwa niedziela.. Obserwowałam Justina z kuchennej wysepki...i tak szczerze
chciałabym usiąść przy Justinie i przytulić się do niego z całej siły ale boję się jego reakcji. Chciałabym żeby było jak kiedyś...
Kiedyś całymi dniami leżeliśmy wtuleni w siebie oglądając te nudne jak dla mnie mecze, nigdy nie wiedziałam o co w nich chodzi, chociaż za każdym możliwym razem Justin tłumaczył mi  na czym polegają zasady gry. Westchnęłam cicho odrywając się od linii wspomnień i zalewając swoją herbatę, ukroiłam do niej kawałek cytryny słodząc dwie łyżeczki cukru.
Bałam się tych słów co wczoraj powiedziałam, ale wiedziałam że Justin i tak ich nie pamięta.
Ta wiadomość spowodowałaby że obdarłby mnie żywcem ze skóry. Gdyby dowiedział się że znów jestem w ciąży to....nieważne Wykładając  po kilka ciastek różnego gatunku na talerz zaniosłam je razem z swoją herbatą na stół.
-Jesteś głodny?  spytałam cicho i spojrzałam na niego. Jego profil z boku był idealny, ale dla mnie nie do osiągnięcia.
-Trochę - wzruszył ramionami i spojrzał na mi swoimi brązowymi hipnotyzującymi oczami- A masz coś dobrego w lodówce? - spytał i odkładając butelkę z trunkiem na szklany stolik oparł się wygodnie zakłądając ręce na oparci kanapy,
-Lodówka pusta i myślałam że może jak jesteś głodny to coś zamówimy - powiedziałam i naciągając rękawy bluzy Justina na swoje dłnie przyciągnęłam swoje kolana do klatki piersiowej wtuljąc się w nie.
-Nie mam pieniędzy, zjedz zupkę w proszku. - powiedział i oblizał swoje usta zaciągajac się mocno powietrzem.
- Justin, wiem że masz a poza tym moja mama przyjdzie dziś wieczorem - mruknęłam i spojrzałam na niego smutno unikając jego wzroku
-Przyniesie pieniądze? - spytał  a jego oczy rozświetliły się   i powiększyły dwukrotnie..
-Chyba raczej tak. - urwałam i westchnęłam - Justin  poszukasz w końcu pracy? - spytałam i spojrzałam na niego na co on automatycznie pokręcił głową na nie. -Czemu? - burknęłam. Miałam już tego dosyć moja wypłata nie wystarczała na wszystkie rachunki, jedzenie i drogie ubrania Justina. Gdyby nie moja mama już dawno musielibyśmy sprzedać dom dziadków Justina. Moja mama dużo nas wspomaga a pieniądze z jej przedwczesnej renty wpłaca na moje konto... do którego niestety dostęp ma także Justin
-Nie ma takiej opcji - powiedział akcentując każde słowo po kolei
-Justin niedługo świętaaaa- przedłużyłam a on spojrzał na mnie tym swoim monotonnym wzrokiem, który chyba podczas każdej rozmowy mnie zaszczycał.
-I co?
- I nic - mruknęłam wywracając oczami. - Zamawiam pizze z twojej karty - mruknęłam i poderwałam się z kanapy biorąc z stołu jego telefon. Spojrzałam na tapetę a mój humor zepsuł się... Na wygaszaczy Justina była jakaś naga dziewczyna. On nawet nie wie jak takim gestem mnie rani, a wczoraj było.... Pomóż mi wstać- ładne tło - mruknęłam a on wyrwał mi telefon z rąk
- Ja ci zamówię - syknął i  wykręcił numer mrużąc oczy.
_________________________________________________________________________________
-Taatooo - pisnęła Blair i wskoczyła na kanapę między nami
-Co jest? - spytał Justin i posadził ją na swoim kolanie, obejmując ją opiekuńczo ramieniem
-Pojedziemy do Funfair ? - spytała i pocałowała go w policzek mocno przytulając. To było słodkie.
-Musimy? - spytał i westchnął patrząc na nią  zrobił kaczuszkę z pulchnych warg
-Proszę! - krzyknęła w jego ucho śmiejąc się przy tym kiedy palce Justina łaskotały jej boczki
-Pokolorowałaś? - spytał poprawiając jej włosy.
-Tak - pokiwała głową wtulając się w jego tors.
-Nie mam siły - szepnął w jej głowę całując ją ciągle.
-Nigdy nigdzie nie wychodzimy - powiedziała i odrywając się od niego założyła ręce na żebra.
-Bo nie mamy pieniędzy- powiedział patrząc się na nią poważnie.
-Ale na alkohol i papierosy masz! - krzyknęła i wyrywając się z jego objęć chciała wstać
- Co ty powiedziałaś? - syknął szarpiąc ja za ramię
-Nic - powiedziała patrząc na niego z żalem.
- To nie twoja sprawa mały... gówniarzu co robię z pieniędzmi - podniósł na nią głos, a ja? Kompletnie nie wiedziałam co zrobić...bałam się wtrącić.
-Al..al..e - zająkiwała się nim łzy wypłynęły na jej poliki.
-Mały bękart - syknął i wstał wychodząc do kuchni. Nie wierzę w to. Wstałam i ruszyłam za nim łapiąc go za ramię spowodowałam że odwrócił się w moja stronę.
-Powtórz to co powiedziałeś - powiedziałam patrząc się twardo na niego.
-Dobrze słyszałaś - zaśmiał się poprawiając mi włosy.
-Kpisz ze mnie - zrzuciłam jego dłoni z swojej twarzy
-Wyszkoliłaś to dziecko pod siebie jaka matka taka córka - zaśmiał mi się prosto w twarz. Za dużo tego. Za dużo jak na jeden weekend.
-To twoja córka Justin, nie mogę uwierzyć że tak o niej powiedziałeś - przełknęłam ślinę powstrzymując łzy.
-Na pewno moja? - powiedział żartobliwie. Za dużo. Miałam już mu coś powiedzieć...ale nie...nie teraz. Odwróciła się na pięcie i próbując się opanować miałam zamiar opuścić kuchnie -Dziwka - syknął przez zęby.
Odpuścisz mu to? - przemówił głos w mojej głowie po raz setny.
-Bezwartościowa dziwka - dodał kiedy stałam w progu bez ruchu. Od wróciłam się w jego stronę i pokazałam mu środkowy palec
-Tyle to Ci się mieści - powiedział szczeniacko a moje ciśnienie wzrosło
- O Boże Chanel Kocham Cię... Skarbie pomóż mi wstać.. Cały świat dla mnie to ty - zaczęłam go przedrzeźniać a on? Stał tam niewzruszony.
-Suka - syknął i już chciał się obrócić i odejść kiedy moja dłoń zmierzyła się z jego policzkiem. A charakterystyczny klaps rozniósł się po kuchni. Nie zaplanowany porządny plaskacz na twarz...to mu już od dawna się należało.
Bieber złapał się za twarz i oparł o blat.
-Licze do trzech. Lepiej zacznij uciekać -zaśmiał się kiedy zaczęłam wycofać się z kuchni.
Moje serce waliło jak opętane. Co ja na robiłam...To mój koniec. Usiadłam na schodach i czekałam jak Justin wyjdzie z kuchni. Czemu nie uciekam? Może tamu że Justin powyrywał wszystkie zamki z drzwi...
-Chanel już 2 i pół - zaćwierkał idąc w moja stronę tanecznym krokiem
-Mądra dziewczynka -zaśmiał się, na co ja jedynie skuliłam się bardziej, a on klęknął przy mnie.
-I co ja mam znów z tobą zrobić - złapał mnie za brodę dwoma palcami w tan sposób zmuszając abym na niego spojrzała. - Czemu jesteś taka uparta? - usiadł obok mnie i się przysunął...na co ja przysunęłam się jeszcze bardziej do ściany... Kameleon biała ściana.
-Nie kochasz mnie księżniczko -objął mnie ramieniem, mocno przytulając. - No śmiało odpowiedz
-Kocham...-urwałam- i to bardzo - dodałam łamiąc się.Między nami została cisza i mogłam usłyszeć tylko bicie jego serca...-Jestem twoja Justin - powiedziałam i otarłam łzy wielkości grochu.- Ale ty nie jesteś mój - powiedziałam wycierając łzy jego bluzą.
-To się zmieni - wyszeptał blisko mojego ucha.
-Nie Justin...kochasz Chantel, więc pozwól mi odejść. - powiedziałam i wstałam, a on? Nawet mnie nie zatrzymał. Weszłam na górę i zamykając drzwi od sypialni oparłam się o nie wyjąć... Chyba słyszeli mnie wszyscy wszędzie. Ale ja już tak nie mogę.... kocham go... niestety wszystko poszło na marne. To małe serduszko biło tylko dla niego a teraz pękło na milion kawałeczków.
Dławiąc się łzami otwarłam szafę.
- Nie wierzę - uderzyłam z całej siły w lustro a moje palce zaczęły krwawić. -Zabij mnie - wrzasnęłam ile sił w płucach uderzając w ścianę zakrwawioną dłonią. Moje palce poszły a łzy wymieszały się z krwią. Zaśmiałam się bez humoru i opierając się o komodę wszystko z niej zrzuciłem. Nie stop Chanel! Co ty kurwa wyprawiasz! - wrzasnęłam w sobie dławiąc się łzami. Spokojnie wydech wydech - próbowałam złapać wdech ale na marne..nie mogłam...to przez płacz....dusiłam się przez łzy. Zaszlochałam głośno to pieprzona depresja nie słyszysz mojego krzyku nawet kiedy na ciebie patrzeć. Te kilka słów od niego znaczą dla mnie więcej niż sobie wyobrażacie. Chce w sumie je usłyszeć a później mogę umrzeć.
Leżała na ziemi i przytulając się do poduszki próbowałam się uspokoić na marne....
------------------------------------------------------------------------
Siedziałam w salonie i patrzyłem się tępym wzrokiem na Blair a szloch Chanel ciągle unosił się w powietrzu.... Ciągle krzyczała, skakała, piszczała i rzucała wszystkim.. Nie mogłem tego powstrzymać zasłoniłem dłonią swoje oczy i po prostu się rozpłakałem. To już za dużo. Zamknąłem oczy połykając głośno ślinę. A przed oczami miałem to wszystkie chwile kiedy ja biłem... Nienawidzę siebie za to... nienawidzę - Kurwa - wrzasnąłem i odruchowo z nerwów kopnąłem w szklany stół który pękł...pękł jak serce mojej księżniczki....Otarłem łzy, wstałem do barku wyciągnąłem z niego 0,7 i ruszyłam na taras. Ból dobro agresja... jestem pojebany.
Odkręciłem flaszkę i sączyłem ją patrząc przed siebie. Nie biegać za wieloma tej jednej szczęście przeżyć...tak miało być... Chanel miała tu być. Przy mnie ta kobieta co nie będzie narzekać a jej zaufanie dla mnie droższe niż moneta... przy niej mam powody do uśmiechu.... szczęśliwy dzieciak i my...jebane dziwki... Tak bardzo chciałbym żeby jutro mogło się coś zmienić...
Czułem jak dym z papierosa szczypie mnie w oczy i przedziera się przez moje przekrwione podniebienie.
Wypluwam krew z  otwartej rany w moim sercu  nie chcę umierać a samotność jest moim mordercą
chcę się tanio sprzedać i móc ustawić w twoim sercu...nie pamiętam jak mam czytać z twoich oczu.... jest mi tak wszystko jedno gdy stajemy obok siebie...wszystko jest Nieważne...- upiłem łyk czystej wódki i krzywiąc się wstałem na dźwięk  dzwonki ruszyłem w stronę drzwi.. Już miałem otworzyć kiedy otumaniony usłyszałem huk, a ogromna walizka spadła ze schodów lądując przede mną.



__________________________________________________________________________________
Aaaaaa ćpanie jest zbyt proste aaaa chlanie jest zbyt proste dobra wixa -> Polecam 
          Eh z powody 1 dnia w szkole, który był do du** dodaję rozdział tryrytyty i polecam 
                                            http://you-go-your-way-and-i-will-go-mine.blogspot.com/#_=_

POZDRAWIAM @GANJAMAFIA5 i te sprawy... 
ask.fm/trawkojad